niedziela, 30 marca 2014

Imigracja: sen czy koszmar o multi-kulti super-power?

Nacje europejskie wymierają, społeczeństwa się starzeją, a jednym z możliwych rozwiązań zmniejszania się populacji mogłaby być imigracja. Wg podejścia liberalnego, miałaby ona pomóc stworzyć na świecie jedno wielkie społeczeństwo wymieszane, żyjące w zgodzie i współżyjące wg praw i norm, jakie liberałowie znajdują w demokracji. Nie jest ona jednak w praktyce tak pożądanym współcześnie rozwiązaniem, a raczej skutkiem braków w produkcyjnej części społeczeństwa i lepiej prosperujących gospodarek. Czy da się jednak spełnić sen globalistów o jednym wielkim superpaństwie czy też na naszych oczach ze snu rodzi się koszmar?

 Imigracja, której świadkami jesteśmy od kilkudziesięciu lat, rodzi niekiedy fatalne skutki w Europie zachodniej. Wszystko dlatego, że ludzie nie podążają za ideałem kreowanym w umysłach zwolenników multi-kulti , który zakłada iż wszyscy ludzie mogą ze sobą koegzystować w pokoju, a napływowa ludność natychmiast zasymiluje się ze społeczeństwem, do którego przybywa. Okazuje się, że tak nie jest. Jako, że imigrantów jest często więcej w pewnych dzielnicach niż rdzennych mieszkańców, tworzą się enklawy i zamknięte społeczności, które w tęsknocie za ojczyzną i chęci jak największego zachowania tradycji, odcinają się od państwa do którego przybyli. Tworzy to problemy we państwach takich jak Francja, Wielka Brytania, Belgia, ale też powoli np. w Niemczech. Podczas mojego pobytu w Brukseli, zauważyłam coś przerażającego. Przez miesiąc – poznałam jednego Belga. Ktoś może powiedzieć, że to z powodu otaczania się ludźmi, którzy pracują w instytucjach europejskich i naturalnie pochodzą z 24 krajów UE. 

Nie jest to jednak takie proste. Obecnie wg danych za 2010 rok Belgię zamieszkuje milion oficjalnych  imigrantów w tym 48% pochodzi spoza UE, podczas gdy państwo liczy 11,15mln mieszkańców. Dzielnica Schaerbeek, gdzie wynajmowałam pokój, w całości niemal zamieszkiwana jest przez ludność pochodzącą z Turcji. Na ulicy widać samych muzułmanów, a wszystkie lokalne sklepy i bary sygnują się tureckimi szyldami. Wychodząc do pracy mija się wylegujących się na słońcu mężczyzn niechybnie pochodzenia arabskiego, a wracając z pracy, zauważa ich się niewzruszonych, na tych samych ławkach, względnie w kłębowiskach przy barach z piwem. Są to Muzułmanie, którzy pracowali może i przez rok w Belgii, po czym przysługuje im prawo do  2tys euro zasiłku dla bezrobotnych na okres 2 lat. Ich żony, siedzą w domu, czasami można je zauważyć w pobliskich sklepach, chodzą w hidżabach i jedyną ozdobą na jaką sobie pozawalają jest rzucający się w oczy makijaż. Każda, ciągnie za sobą dosłownie gromadkę dzieci. Na które też oczywiście przysługuje zasiłek. Tak jest nie tylko w Belgii, ale też innych państwach Europy zachodniej i wie o tym każdy, kto wyjeżdżał za granicę. Ludność napływowa wypiera rodowitych mieszkańców z centrum, osiedlając się w kamienicach po kilka rodzin, tam , gdzie dotąd mieszkała no jedna. Taką historię opowiadała mi  właśnie Polka mieszkająca od 15 lat w Brukseli wraz z mężem Włochem. Mówiła, że boją się mieszkać w centrum, ponieważ nad tworzącymi się tam grupami etnicznymi, nawet policja nie ma władzy. Kiedyś była świadkiem jak w mieszkaniu obok zgodnie z prawem szariatu skazano i wykonano wyrok na mężczyźnie, działo się to w nocy, bo w nocy „Allah nie widzi”, a lokalni imigranci buszują. Zadzwoniła na policję, policja belgijska, zgłoszenie przyjęła, podjechała pod blok, po czym odjechała. Policjanci nie wysiadają bowiem w pewnych dzielnicach, bo stanowi  to zagrożenie dla ich życia. Wszystko to działo się kilkaset metrów od Parlamentu Europejskiego, w tzw Dzielnicy Europejskiej, w której na każdym rogu dają się zauważyć napływowi bezdomni. W mojej drodze z pracy w Parlamencie, jakieś 100 m od tegoż, na przystanku metra Tron grupa takich bezdomnych pochodziła z Polski. Przyjechali by zarobić, krótko potem stracili wszystko, nie wypracowali roku by otrzymać zasiłek. Koczują. Jak wielu innych, w innych zakamarkach Brukseli.

W 2006 roku do 27 krajów Unii Europejskiej przyjechało 3,5 mln imigrantów. Wówczas, 290 tys stanowili Polacy, jak podaje Eurostat. Tylko 40% tych imigrantów przemieszczało się z krajów UE, pozostali spoza Europy. Przykładowo aktualnie Niemcy zamieszkuje oficjalnie 7 mln cudzoziemców, 8mln natomiast to ludność która otrzymała niemieckie obywatelstwo. Imigracja zarobkowa wygląda tak samo, jak za czasów ZSRR, kiedy to do tego molocha starano się dodać etykietkę państwa panslawistycznego z jedną walutą i językiem. Dziś językiem mającym stworzyć jedno komunikatywne społeczeństwo jest angielski. Czy jednak da się w ogóle takie społeczeństwo utworzyć w kontekście przykładu imigracji belgijskiej, którą przytoczyłam ? Asymilacja nie następuje, ponieważ imigranci nie widzą w krajach do których przyjeżdżają żadnej wartości, poza wartością ekonomiczną. Znów powołam się na przykład Brukseli i tzw „dzielnicy murzyńskiej”. Jest to dzielnica, przed którą autentycznie ostrzegano mnie, bym jej nie odwiedzała po zmroku, gdyż jest bardziej niebezpieczna niż muzułmańskie. W dzień, jest tam jednak coś co ciężko przeoczyć – ogromne targowisko afrykańskie. Towary, które się na nim znajdują pochodzą prosto z Afryki, można tam kupić tradycyjne przyprawy, kawę, stroje, instrumenty,  dania, a nawet budulce. Jest to takie afrykańskie Chinatown, jednak każdy biały wyróżnia się także, jak w centrum dżungli i jest odprowadzany wzrokiem. 

Imigranci bardzo szybko „opanowują ” daną populację z 2 przyczyn: 1) wysoka dzietność, 2) ściąganie rodzin. Zazwyczaj jednak stanowią oni najniższą i najbiedniejszą, często najgorzej wyedukowaną i najmniej wykwalifikowaną grupę ludzi. Często więc są przedmiotem nienawiści, ale jeszcze częściej manifestują nienawiść, wobec państwa przyjmującego, zrzucając na nie odpowiedzialność za własne niepowodzenia i rozczarowanie nowym państwem, dla którego porzucili swój dom. Po 2 pokoleniach natomiast wymagają praw, nie tylko takich jak pozostali obywatele państwa, ale też większych z tytułu pochodzenia z innego państwa i takie przykłady mieliśmy już w Paryżu w latach ubiegłych. Rdzenni mieszkańcy wyprowadzają się więc z centrum miast, gdzie poziom hałasu, brudu i przemocy jest nie do zniesienia, pozostawiając ją w rękach tych, którym nie zależy na pielęgnowaniu historii architektury czy porządku danego państwa. Rodzi to konflikty, psychiczne napięcie i frustrację i skutecznie uniemożliwia rzeczone tworzenie super-państwa multi-kulturowego. Dodajmy do tego różnice religijne i kulturowe, co do których nikt nie chce zmian i ustępstw. Zatem to do czego w efekcie prowadzi imigracja, to nie poprawianie jakości życia populacji i liczby mieszkańców, a wręcz odwrotnie. Separację i wrogie nastroje, które nigdy nie mają dobrego wpływu na społeczeństwo i gospodarkę.

niedziela, 9 marca 2014

Depopulacja Polaków A.D. 2014

Wbrew powszechnemu przekonaniu liczba ludzi na świecie nie ulega zwiększeniu. Z roku na rok jest nas coraz mniej, co prowadzi do zjawiska depopulacji. Polityka państw nakierowana jest ciągle na zmniejszanie jeszcze tej liczby. W powszechnej świadomości, natomiast , gardzi się rodzinami wielodzietnymi i dużą ilość dzieci postrzega jako przejaw zacofania rodem z trzeciego świata. Dzieje się tak ze względu na to, że współczesny świat cierpi na nadmiar danych, których albo nie sposób dostatecznie zanalizować, albo które wprowadzają łatwo w stan dezinformacji, umiejętnie manipulowane przez różnego rodzaju lobby. Jak sytuacja prezentuje się w Polsce a jak na świecie? 

Zaczynając od własnego podwórka, na przykładzie Polski możemy bez wahania powiedzieć, że Polaków ubywa. Od 1983 roku liczba narodzin spada z każdym rokiem. Dochodzimy już do liczby 1,2 dziecka na kobietę. Za 40 lat liczba dzieci urodzonych w jednym roku, może spaść aż 7krotnie w porównaniu do stanu sprzed ’83, gdzie wynosiła 700 tys. W takiej sytuacji, w roku 2055 dzieci będzie tylko 110 tys. Czy jest to następstwo rozwoju cywilizacyjnego państwa i zwiększenia świadomości dotyczącej planowania rodziny ? Bynajmniej, chyba że jako rozwój cywilizacyjny postrzegamy ograniczenie liczby ludzi na rzecz zmultiplikowanej konsumpcji jednostki. Propagowany obecnie, zwłaszcza w Europie Zachodniej liberalizm polityczny, zmierza nieubłaganie w kierunku takiego „rozwoju”.

Decydując się na oddanie władzy ludziom o poglądach antynatalistycznych, Polacy prawdopodobnie doszli do wniosku, że Polska w tym temacie nie może zostać „zacofana”. Mamy więc dzisiaj politykę, która wspiera elementy antynatalistyczne: dążenie do legalizacji i dostępności aborcji, eutanazji, związków nie-heteroseksualnych (gdzie rozmnażanie jest fizycznie niemożliwe), udostępniania polityki in vitro, która w efekcie przynosi nie tylko narodzoną słabą fizycznie populację, ale też częstokroć upośledza narządy rozrodcze kobiet do wydawania potomstwa, podczas gdy w innych metodach pozostaje nadzieja na rozród.
Ponadto, kult kariery i quasi feminizmu, który nie doprowadza do wyrównania praw kobiet uwzględniając różnice naturalne lecz deformuje wizerunek kobiety w społeczeństwie i nakazuje jej wstydzić się podążania za instynktem macierzyńskim i potrzebom zawiązania rodziny.

Dodajmy, że wiele kobiet boi się rodzić, ponieważ w temacie rodzenia dzieci nie jest prowadzona wystarczająca edukacja. Ciężko jest znaleźć przykłady zadowolonych matek, które po wyjściu szpitala będą chwaliły personel i panujące tam warunki. Nie jest tajemnicą, że wiele kobiet decyduje się na wyjazd za granicę, nadając tym samym dziecku obce obywatelstwo. Które z praw rodzących kobiet są przestrzegane ? Dla ciekawostki zamieszczam zdjęcie z gazety prawnej. Ile odpowiedzi tak ?

Źródło: http://g7.gazetaprawna.pl/p/_wspolne/pliki/1293000/1293645-prawa-kobiety-rodzacej-ktore.jpg 

Do tego dodajmy edukację seksualną nastawioną nie, na  planowanie rodziny przy wsparciu naturalnych metod, wstrzemięźliwości i higieny seksualnej, ale na szpikowanie się hormonami które w przyszłości również mogą powodować przeminięcie okresu rozrodczego kobiet jak i promują odwlekanie zakładania rodziny, do momentu kiedy jest się nie w pełni okresu rozkwitu lecz w stanie ryzykownym dla poczęcia dzieci. Ponadto dochodzi nam w ostatnim czasie promowanie ideologii gender, która z założenia jest skierowana przeciwko rozmnażaniu. Zamiana roli mężczyzny w kobietę nie pozwoli mu urodzić dziecka i vice- versa. 

Ponadto, absolutnie nietrafiona polityka całego państwa i zła sytuacja ekonomiczna zmusza ludzi do odwlekania zakładania rodziny, bo kto zatrudni ciężarną, albo kto przyjmie ją z powrotem do pracy ? Oczywiście oficjalnie i prawnie, wszystko wygląda pięknie. W rzeczywistości jednak mamy gwałtowny spadek narodzin dzieci w związkach ludzi w wieku produkcyjnym.

Niesprzyjające są także warunki geopolityczne w jakich przyszło nam się znaleźć. Wysyłanie polskich żołnierzy na misje pokojowe, w których Polacy giną oraz miecz Demoklesa wiszący aktualnie po naszej wschodniej granicy, powoduje wzrost niepewności i mimo woli, wpływać będzie na decyzje o niezakładaniu rodziny, w trudnych czasach, czego ostatnim przykładem był czas „kryzysu” w Europie.

Polityka antynatalistyczna w Polsce jeszcze kryje się za różnego rodzaju maskami i nie jest tak dokładnie widoczna jak chociażby w krajach Beneluksu czy Hiszpanii. Mimo to, pokazuje swoje złowrogie oblicze co pokazują liczby. Rok 2013 przyniósł najgorszy wynik przyrostu naturalnego od II wojny światowej ! Zmarło ok 40tys więcej ludzi niż się narodziło, co pokazuje zatrważający wynik. Do tej pory w powojennej historii Polski najgorszy pod tym względem był rok 2003 kiedy to ujemny przyrost naturalny wyniósł 14 tys. Dzisiaj mamy sytuację niemal 4krotnie gorszą. Nie trzeba przypominać, że taki wpływ ma m.in. wzmożona emigracja z Polski, która mimo zapewnień rządu Donalda Tuska z roku na rok nie zmniejsza się tak, jak byśmy tego chcieli. Fali powrotów nie ma i nie będzie. Bo do czego tu wracać ?

Nie trzeba mówić że to wszystko prowadzi do starzenia się społeczeństwa, które nigdy nie będzie w stanie podnieść PKB, wypłacić godnych emerytur i zapewnić rozwój ekonomii Polski. Czy tak będzie dalej, zależy od tego czy w końcu się przebudzimy i na nowo przewartościujemy priorytety Polaków.