Nacje europejskie wymierają, społeczeństwa się starzeją, a jednym z możliwych rozwiązań zmniejszania się populacji mogłaby być imigracja. Wg podejścia liberalnego, miałaby ona pomóc stworzyć na świecie jedno wielkie społeczeństwo wymieszane, żyjące w zgodzie i współżyjące wg praw i norm, jakie liberałowie znajdują w demokracji. Nie jest ona jednak w praktyce tak pożądanym współcześnie rozwiązaniem, a raczej skutkiem braków w produkcyjnej części społeczeństwa i lepiej prosperujących gospodarek. Czy da się jednak spełnić sen globalistów o jednym wielkim superpaństwie czy też na naszych oczach ze snu rodzi się koszmar?
Imigracja, której świadkami jesteśmy od kilkudziesięciu lat, rodzi niekiedy fatalne skutki w Europie zachodniej. Wszystko dlatego, że ludzie nie podążają za ideałem kreowanym w umysłach zwolenników multi-kulti , który zakłada iż wszyscy ludzie mogą ze sobą koegzystować w pokoju, a napływowa ludność natychmiast zasymiluje się ze społeczeństwem, do którego przybywa. Okazuje się, że tak nie jest. Jako, że imigrantów jest często więcej w pewnych dzielnicach niż rdzennych mieszkańców, tworzą się enklawy i zamknięte społeczności, które w tęsknocie za ojczyzną i chęci jak największego zachowania tradycji, odcinają się od państwa do którego przybyli. Tworzy to problemy we państwach takich jak Francja, Wielka Brytania, Belgia, ale też powoli np. w Niemczech. Podczas mojego pobytu w Brukseli, zauważyłam coś przerażającego. Przez miesiąc – poznałam jednego Belga. Ktoś może powiedzieć, że to z powodu otaczania się ludźmi, którzy pracują w instytucjach europejskich i naturalnie pochodzą z 24 krajów UE.
Nie jest to jednak takie proste. Obecnie wg danych za 2010 rok Belgię zamieszkuje milion oficjalnych imigrantów w tym 48% pochodzi spoza UE, podczas gdy państwo liczy 11,15mln mieszkańców. Dzielnica Schaerbeek, gdzie wynajmowałam pokój, w całości niemal zamieszkiwana jest przez ludność pochodzącą z Turcji. Na ulicy widać samych muzułmanów, a wszystkie lokalne sklepy i bary sygnują się tureckimi szyldami. Wychodząc do pracy mija się wylegujących się na słońcu mężczyzn niechybnie pochodzenia arabskiego, a wracając z pracy, zauważa ich się niewzruszonych, na tych samych ławkach, względnie w kłębowiskach przy barach z piwem. Są to Muzułmanie, którzy pracowali może i przez rok w Belgii, po czym przysługuje im prawo do 2tys euro zasiłku dla bezrobotnych na okres 2 lat. Ich żony, siedzą w domu, czasami można je zauważyć w pobliskich sklepach, chodzą w hidżabach i jedyną ozdobą na jaką sobie pozawalają jest rzucający się w oczy makijaż. Każda, ciągnie za sobą dosłownie gromadkę dzieci. Na które też oczywiście przysługuje zasiłek. Tak jest nie tylko w Belgii, ale też innych państwach Europy zachodniej i wie o tym każdy, kto wyjeżdżał za granicę. Ludność napływowa wypiera rodowitych mieszkańców z centrum, osiedlając się w kamienicach po kilka rodzin, tam , gdzie dotąd mieszkała no jedna. Taką historię opowiadała mi właśnie Polka mieszkająca od 15 lat w Brukseli wraz z mężem Włochem. Mówiła, że boją się mieszkać w centrum, ponieważ nad tworzącymi się tam grupami etnicznymi, nawet policja nie ma władzy. Kiedyś była świadkiem jak w mieszkaniu obok zgodnie z prawem szariatu skazano i wykonano wyrok na mężczyźnie, działo się to w nocy, bo w nocy „Allah nie widzi”, a lokalni imigranci buszują. Zadzwoniła na policję, policja belgijska, zgłoszenie przyjęła, podjechała pod blok, po czym odjechała. Policjanci nie wysiadają bowiem w pewnych dzielnicach, bo stanowi to zagrożenie dla ich życia. Wszystko to działo się kilkaset metrów od Parlamentu Europejskiego, w tzw Dzielnicy Europejskiej, w której na każdym rogu dają się zauważyć napływowi bezdomni. W mojej drodze z pracy w Parlamencie, jakieś 100 m od tegoż, na przystanku metra Tron grupa takich bezdomnych pochodziła z Polski. Przyjechali by zarobić, krótko potem stracili wszystko, nie wypracowali roku by otrzymać zasiłek. Koczują. Jak wielu innych, w innych zakamarkach Brukseli.
W 2006 roku do 27 krajów Unii Europejskiej przyjechało 3,5 mln imigrantów. Wówczas, 290 tys stanowili Polacy, jak podaje Eurostat. Tylko 40% tych imigrantów przemieszczało się z krajów UE, pozostali spoza Europy. Przykładowo aktualnie Niemcy zamieszkuje oficjalnie 7 mln cudzoziemców, 8mln natomiast to ludność która otrzymała niemieckie obywatelstwo. Imigracja zarobkowa wygląda tak samo, jak za czasów ZSRR, kiedy to do tego molocha starano się dodać etykietkę państwa panslawistycznego z jedną walutą i językiem. Dziś językiem mającym stworzyć jedno komunikatywne społeczeństwo jest angielski. Czy jednak da się w ogóle takie społeczeństwo utworzyć w kontekście przykładu imigracji belgijskiej, którą przytoczyłam ? Asymilacja nie następuje, ponieważ imigranci nie widzą w krajach do których przyjeżdżają żadnej wartości, poza wartością ekonomiczną. Znów powołam się na przykład Brukseli i tzw „dzielnicy murzyńskiej”. Jest to dzielnica, przed którą autentycznie ostrzegano mnie, bym jej nie odwiedzała po zmroku, gdyż jest bardziej niebezpieczna niż muzułmańskie. W dzień, jest tam jednak coś co ciężko przeoczyć – ogromne targowisko afrykańskie. Towary, które się na nim znajdują pochodzą prosto z Afryki, można tam kupić tradycyjne przyprawy, kawę, stroje, instrumenty, dania, a nawet budulce. Jest to takie afrykańskie Chinatown, jednak każdy biały wyróżnia się także, jak w centrum dżungli i jest odprowadzany wzrokiem.
Imigranci bardzo szybko „opanowują ” daną populację z 2 przyczyn: 1) wysoka dzietność, 2) ściąganie rodzin. Zazwyczaj jednak stanowią oni najniższą i najbiedniejszą, często najgorzej wyedukowaną i najmniej wykwalifikowaną grupę ludzi. Często więc są przedmiotem nienawiści, ale jeszcze częściej manifestują nienawiść, wobec państwa przyjmującego, zrzucając na nie odpowiedzialność za własne niepowodzenia i rozczarowanie nowym państwem, dla którego porzucili swój dom. Po 2 pokoleniach natomiast wymagają praw, nie tylko takich jak pozostali obywatele państwa, ale też większych z tytułu pochodzenia z innego państwa i takie przykłady mieliśmy już w Paryżu w latach ubiegłych. Rdzenni mieszkańcy wyprowadzają się więc z centrum miast, gdzie poziom hałasu, brudu i przemocy jest nie do zniesienia, pozostawiając ją w rękach tych, którym nie zależy na pielęgnowaniu historii architektury czy porządku danego państwa. Rodzi to konflikty, psychiczne napięcie i frustrację i skutecznie uniemożliwia rzeczone tworzenie super-państwa multi-kulturowego. Dodajmy do tego różnice religijne i kulturowe, co do których nikt nie chce zmian i ustępstw. Zatem to do czego w efekcie prowadzi imigracja, to nie poprawianie jakości życia populacji i liczby mieszkańców, a wręcz odwrotnie. Separację i wrogie nastroje, które nigdy nie mają dobrego wpływu na społeczeństwo i gospodarkę.