Sobota, kilka minut przed północą. Ze znajomymi siedzimy w knajpie na szczecińskim deptaku. Miły wieczór, ładna pogoda, bardzo dużo ludzi, tak że ciężko gdziekolwiek znaleźć miejsce. Po mniej więcej dwóch godzinach, kiedy przycicha konwersacja mojej grupki, zauważam że odkąd przysiedliśmy się do naszego stolika, państwo obok nas rozmawia o Polakach za granicą. Przez cały czas, nieświadomie wyłapywałam słowa takie jak "cebulaki, skarpety, sandały, torba z Biedronki" itp. Nie sam temat był jednak w tych konwersacjach denerwujący, a forma w jakiej został ukazany, otóż pan, który narzekał na Polaków za granicą i wyzywał ich od wszelkich możliwych stereotypów, zamiast spacji używał słowa na k...
Byliśmy w miejscu publicznym, ale nie chciałam psuć nikomu humoru. Jednak wywód pana ze stolika obok nie milkł najbliższe pół godziny, a pan rozkręcał się mówiąc: (cytuję) "Polacy k... jak swołocz k... za granicą k... przyjedzie taki k... i robi k... wiochę k...".
Osobiście poczułam się dotknięta, gdyż sama wiele czasu spędziłam za granicą i z mojego doświadczenia wynikało, że nie jest aż tak, jak pan mówi. Co więcej, niczym policzek uderzyło mnie to, że pan tak bardzo narzekając na zachowanie naszego narodu za granicą, jak to świadczą złym przykładem i dają złą opinię Polsce, nie zauważał, że znajduje się w miejscu publicznym i sam zachowuje się jak burak.
W końcu nie wytrzymałam i ośmieliłam się poprosić pana, by nie używał słowa na k... w miejscu publicznym. Pan umilkł zaszokowany, ale z jego stolika podniosła się krótko obcięta dziewczyna i niemal nie rzuciła się na mnie wrzeszcząc : "jak się nie podoba to k... spier.... k... " itd.
Cóż. Postanowiłam zignorować, jednak ciężko było w tej atmosferze prowadzić konwersację z moją ekipą. Zauważyliśmy jednak, że pan, nagle potrafił zamiast przecinka na k... używać zwykłej pauzy.
Po kilku minutach opuściliśmy stolik przenosząc się do innego lokalu.
Na odchodne, krótko ścięta pani krzyknęła za nami: "dobranoc, spier... do kościoła na 6 rano jeb....". Odpowiedzieliśmy dobranoc, a osobiście podziękowałam panu, że zareagował zmianą stylu mówienia.
Prawdopodobnie, gdyby cała sytuacja nie była tak kuriozalna (wytykanie braku kultury w sposób tak bardzo wulgarny)a pan nie gadał tak głośno, że nie mogłam usłyszeć sąsiada z mojego stolika, nie zwróciłabym na to uwagi.
Doświadczenie to pokazuje tylko, że warto jest zawalczyć o prawo spędzenia przyjemnego wieczoru w miejscu publicznym, jakim jest bar, restauracja czy kawiarnia. Wiemy, że fakt iż przeklinanie w takich miejscach jest zabronione prawem, nie działa na ludzi. Wiemy jednak również, że nawet jeśli osoba której zwrócimy uwagę, nie zareaguje, bądź zareaguje wulgarnie, to na sam koniec, będzie jej tak czy siak wstyd, jeśli pozostaniemy opanowani i grzeczni.
Za przeklinanie w miejscach publicznych można zapłacić nawet tysiąc pięćset złotych. Policjanci w związku z tym wykroczeniem mogą nałożyć mandat karny w wysokości od 50 do 100 zł. W takiej sytuacji przysługuje osobie odmowa przyjęcia mandatu i wtedy sprawa skierowana jest do sądu. I sąd może już nałożyć grzywnę w wysokości 1500 zł. Mówi o tym artykuł 141 Kodeksu wykroczeń: „Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do tysiąca pięciuset złotych albo karze nagany”.
Wolnoć Tomku w swoim domku, ale jeśli ktoś ubarwia nam wieczór głośnym przeklinaniem, naprawdę nie bójmy się zareagować. Jeśli wymagasz od ludzi, to wymagaj też od siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszelkie komentarze zawierające język wulgarny nie będą publikowane.