czwartek, 20 sierpnia 2015

„Nie ma sprawy ważniejszej niż Polska.” - Wincenty Witos, chłop, katolik, trzykrotny premier

Na polskich wsiach odbywają się jeszcze ciągle dożynki, to przypomniało mi, aby wspomnieć o człowieku, który dla polskiej wsi zrobił więcej niż PSL w ciągu ostatnich 20 lat. Ponadto, w tym roku przypada 70. rocznica śmierci trzykrotnego premiera Rzeczypospolitej Polskiej, Wincentego Witosa. Wincenty Witos był nie tylko politykiem, wizjonerem i działaczem ruchu ludowego w Polsce, ale także człowiekiem czynu, który nie bał się okazywać swojej wiary w Boga i ojczyznę. Wielki człowiek na miarę swoich czasów, którego ręce parały się ciężką fizyczną pracą, a umysł obejmował rozwiązania problemów nie tylko wsi, ale całej Polski przechodzącej z podległego państwa, przez dwie pustoszące ją wojny, ku wolności i rozwojowi.
Nade wszystko kochał polską wieś i od wczesnych lat młodości ją aktywnie wspierał, skromnie odpowiedział na pochwały ludzi swoich czasów: „Chłop zachował w najgorszych chwilach ziemię, religię i narodowość. Te trzy wartości dały podstawę do stworzenia państwa”, ale i on sam przyczynił się znacząco do odbudowy państwa, w którym wcześniej chłop kojarzył się wyłącznie z pańszczyzną. 



Wywodzący się z biednej chłopskiej rodziny Witos, znał trud ciężkiej pracy na roli. W dzieciństwie wraz z rodzicami i dwoma braćmi mieszkał w przerobionej ze stajni izbie, a rodzina posiadała zaledwie dwie morgi ziemi. Rodzice dbali jednak o wychowanie i edukację dzieci, dzięki czemu chłopiec ukończył 4 klasy szkoły wiejskiej, po czym jako czternastolatek zaczął pracować z ojcem jako drwal. Ciężka fizyczna praca, wyznaczała rytm życia Witosów, do czasu kiedy Wincentego powołano do armii austriackiej w 1895 roku. Na dwa lata opuścił rodzinne Wierzchosławice, a po powrocie w 1898 wziął ślub i osiadł na gospodarce. Cały czas jednak miał ambicję rozwinąć rolnictwo w swojej okolicy, a swoje idee głosić publicznie. Już jako 19-latek wysłał pierwszy artykuł do lwowskiego Przyjaciela Ludu.

W wieku 21 lat Witos wstąpił do świeżo powstałego Stronnictwa Ludowego, które zaczęło prężnie działać w Galicji na rzecz odbudowy polskiego państwa i rozwiązania podstawowych problemów wsi. Studiując historię Polski, doszedł do wniosku, że to magnateria zgubiła nasze państwo i tylko z pomocą dotąd pomijanej i nieświadomej części społeczeństwa, jaką było chłopstwo, można ją odbudować. Stronnictwo opowiadało się za demokratycznymi wyborami, rozwojem oświaty, a przede wszystkim równouprawnieniem chłopów i ich godną reprezentacją w polityce.

Mimo iż ruch ludowy zmieniał kilkakrotnie nazwy, wraz z Witosem był to ten sam twór, który miał na celu angażowanie rolnictwa w sfery państwa, tak by chłopi stanowili silne zaplecze opowiadające się zawsze po stronie Polski, która będzie o nich z kolei dbała. Wincenty Witos od początku wspierał działania stronnictwa w kierunku powiększania najmniejszych gospodarstw, awansu społecznego mieszkańców wsi, czy reformy rolnej. Po wstąpieniu do Stronnictwa, wielu ludzi dostrzegało jego potencjał. Wybrano go na wójta Wierzchosławic i wiceprezesa „Piasta”. W tym okresie doprowadził do wybudowania młyna, domu ludowego, poprawienia stanu dróg czy nawet utworzenia systemu melioracyjnego w swojej okolicy. Warto nadmienić, że jako człowiek religijny, co roku hucznie obchodzono w Wierzchosławicach dożynki, które rozpoczynała uroczysta Msza Święta. Witos, dostrzegając potrzebę edukowania rozbudował również lokalną szkołę, założył koło rolnicze i rozwinął ruch spółdzielczy. Jego praca została wkrótce dostrzeżona, a jego pozycja w polityce umacniała się z roku na rok tak, że jako wiceprezes „Piasta” rozwinął ruch ludowy w czasie I wojny światowej i po niej PSL stało się mocną partią polskiego sejmu. Mimo, że urodził się prostym chłopem, potrafił rozmawiać z każdym począwszy od prostych  gospodarzy poprzez posłów, po intelektualną śmietanką tamtych czasów: Władysława Reymonta, gen. Józefa Hallera, gen. Władysława Sikorskiego i samego marszałka Piłsudskiego.

Od 1908 roku Witos pełnił funkcję posła w Galicji, a także w austriackiej Radzie Państwa, a rok później w polskim Sejmie. W 1914 roku został prezesem PSL „Piast”. Od 1920 roku aż do przewrotu majowego sześć lat później, stał na czele polskiego rządu jako premier. W krytycznym momencie wojny polsko-sowieckiej 24 lipca 1920 r. stanął na czele Rządu Obrony Narodowej. Tytuły i stanowiska, nie były jednak najważniejsze dla Wincentego Witosa. Nawet kiedy miał ważne spotkanie w sejmie, potrafił rankiem wyjechać w pole. Nadzwyczaj pracowity, w ciągu roku uczestniczył w kilkudziesięciu wiecach chłopskich, a jednocześnie nigdy nie przestawał pisać. Na jednym z wieców powiedział:
 "Pamiętajcie, że przed Wami nie ma wyboru. Możecie być gospodarzami Polski albo niewolnikiem drugich.
Był jednym z pierwszych posłów młodej Polski, którzy nigdy nie uchylali się od kontaktu z ludźmi i często odwiedzali zwykłych obywateli. Zawsze był wierny chrześcijańskim wartościom i nie poddawał się wpływom innych.

W roku 1931 został prezesem Rady Naczelnej Stronnictwa Ludowego. Za swą działalność w opozycji do sanacji został aresztowany i w procesie brzeskim skazany na 1,5 roku więzienia. Na Sali sądowej bronił swoich racji przeciwko zbyt dużej władzy Piłsudskiego tymi słowami:


„Wyznaję zasadę, że nigdy i nigdzie, w żadnym państwie nie wystarczy i dla obrony, i w każdej innej sytuacji państwa, ani klika, ani poszczególny, choćby najwięcej genialny człowiek. Ciężar ten musi wziąć na siebie całe społeczeństwo. Nie chcemy więc, żeby Polska budowana była na jednym człowieku, chcemy, ażeby budowało ją całe społeczeństwo.”

 Od 1933 roku przebywał na emigracji w Czechosłowacji. Kiedy z niej powracał na drodze do Lwowa został ranny w bombardowaniu Niemców, kilka dni po tym jak rozpoczęła się II wojna światowa. W czasie wojny, nawoływał do walki o niepodległość, za co został aresztowany. Odparł również próby nakłonienia go do współpracy z nazistami. U schyłku wojny stan zdrowia Witosa uległ dalszemu pogorszeniu. Dużo się modlił, przebywając od 15 sierpnia 1945 w szpitalu Ojców Bonifratrów w Krakowie. Tydzień później objął stanowisko prezesa PSL. We wrześniu, schorowany, leżąc w szpitalnym łóżku napisał ostatnią odezwę, zatytułowaną Do braci chłopów, w której pisał:

„ .. i znowu po latach ciężkiej rozłąki, schodzimy się razem w wolnej, niepodległej Polsce... Budujemy więc to nasze państwo na ruinach, zgliszczach i popiołach, stawiamy gmach, w którym stale i niepodzielnie królować winny samodzielność, wolność, prawo i sprawiedliwość... Pomni przeszłości, budując w warunkach jak najtrudniejszych, baczmy pilnie, aby do tego gmachu nie dostały się zarazki zgnilizny i rozkładu mające go zniszczyć, gdy on ma stać wiecznie... Świadomi swoich praw i obowiązków, jak i odpowiedzialności przed przyszłością i narodem, stańcie razem do pracy, pracy wytrwałej, tworząc dobra konieczne dla współczesnych i potomnych…”. 

31 sierpnia 1945 zakończył swoją ziemską wędrówkę, aby na zawsze pozostać zapamiętanym na kartach historii jako wielki patriota. Podczas swojej pielgrzymki do Polski w 1991 roku, Jan Paweł II cytował słowa Wincentego Witosa w Radzyminie, gdzie Witos walczył  w czasie wojny bolszewickiej, na temat potrzeby świadomości i niezależności chłopów i wskazywał, że model  włączania rolników w sprawy Polski sprawi iż będą walczyli o „każdą skibę tej ziemi” oraz  „wyznacza nie tylko drogę polskim chłopom, ale również tym wszystkim, którzy są odpowiedzialni za organizację życia społeczno-gospodarczego polskiej wsi.”

Tak mi dopomóż Bóg

Z pewnej perspektywy można już spojrzeć na inauguracyjne wystąpienie Andrzeja Dudy. Jako, że z prezydentem mam wspólne wydaje mi się podejście do wiary, zanalizowałam jego przemowę właśnie w tym kontekście i starałam się poszukać tych punktów w jego mowie, które świadczą o tym, że po drodze nam z myśleniem o polityce jako dążeniu do dobra wspólnego, poszanowania wzajemnych praw i obowiązków.



„Dziękuję” – to pierwsze słowa nowego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy. To bardzo wymowne, że nowy prezydent potrafił od tego właśnie słowa rozpocząć swoją kadencję. Wyrazy wdzięczności dla Polaków połączone były z wiarą prezydenta w to, że Polskę da się zmienić na lepsze, jeśli budowana będzie w zgodzie wszystkich wierzących i niewierzących oraz poszanowaniu wzajemnych praw.  

Po ceremonii zaprzysiężenia, na którym Prezydent ślubował: "Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem" Andrzej Duda dodał: „tak mi dopomóż Bóg”, co nie jest tylko pustym frazesem, ponieważ prezydent wspominał wielokrotnie, że będzie rządził w zgodzie ze swoim chrześcijańskim sumieniem aby łączyć a nie dzielić Polskę.

Jak mówił podczas swojej inauguracji 6 sierpnia br: „Chciałem dzisiaj, proszę państwa, bardzo mocno powiedzieć: jednym z podstawowych oczekiwań jest to, byśmy zaczęli odbudowywać wspólnotę”. Z wielką klasą prezydent podziękował ustępującej głowie państwa za obecność na sali. Prezydent obiecał, że dotrzyma swoich obietnic składanych w czasie kampanii wyborczej, której szefową była Beata Szydło.  Godnym zauważenia jest fakt, że prezydent nazwał swój urząd: „służbą Ojczyźnie w przestrzeni krajowej i międzynarodowej”, tym samym zaznaczył, że będzie bronić interesów Polaków i powróci do korzeni tradycji, która polityków nie stawia ponad przeciętnych ludzi. Mówił do zgromadzonych posłów: „Powinniśmy być razem i powinniśmy razem służyć ludziom. To jest wielkie zadanie na najbliższe lata. Przede wszystkim dla mnie, dla prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej”. 

Andrzej Duda odniósł się do najbardziej palących problemów, takich jak emigracja: „Dziś miliony naszych rodaków są rozsiane po całym świecie. Oni potrzebują większego kontaktu z Polską. Oni potrzebują aktywności ze strony rządzących. W związku z tym podjąłem decyzję, że w ramach Kancelarii Prezydenta powstanie biuro do spraw Polonii i Polaków za granicą, po to aby te zadania aktywnie podjąć”. Ponadto prezydent wspomniał o potrzebie budowania nowych miejsc pracy i wspomagania tych, którzy nie mogą sobie poradzić w życiu z powodu chorób i skrajnej nędzy.  Troska o dobro wspólnoty była zresztą widoczna już przed zaprzysiężeniem, kiedy Andrzej Duda odwiedzał tysiące Polaków, rozmawiał z nimi, słuchał i po prostu, był blisko nich.

Nie jest tajemnicą, że nowy prezydent jest gorliwym katolikiem. W swoim przemówieniu, powołał się na swój moralny autorytet – Jana Pawła II: „nasz wielki rodak Jan Paweł II mówił: <wymagajcie od siebie nawet wtedy, kiedy inni od was nie wymagają>.  Ja powiem tak: proszę państwa, dzisiaj wymagają. Słyszałem to przez ostatnie pół roku na każdym kroku. Wymagają od nas, wymagają od polityków.” Andrzej Duda, jako patriota nie mógł pominąć polskiej historii i tradycji: „ mamy wielką historię i nie mamy się czego wstydzić, wręcz przeciwnie, powinniśmy być z niej dumni.”

Następnie prezydent wraz ze swoją małżonką, córką i rodzicami, którzy przez całą kampanię wspierali go, udał się na Mszę Świętą w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Możemy być pewni, że prezydent nie będzie wspierał środowisk niszczących Kościół Katolicki czy uderzających w tradycję. Sam został wychowany w katolickiej rodzinie, która nigdy nie odwracała się od Boga. „Pan Bóg wyznaczył nową misję Andrzejowi. Chciałabym, żeby był głową całego narodu, żeby po prostu zjednoczył wszystkich. Żeby była ta nasza polityka święta, czyli bez ubliżania sobie, bez upokarzania się wzajemnie”- powiedziała matka Andrzeja Dudy, Janina Milewska-Duda. Ojciec nowego prezydenta, profesor Jan Duda dodał, że "to początek bardzo trudnej drogi. Bez oparcia w wierze Andrzej nie byłby w stanie tego udźwignąć". Warto wspomnieć, że nowy prezydent cały swój program działania opiera na myśli chrześcijańskiej. W czasie kampanii do prezydenta przyległo stwierdzenie „katolik intensywny” czyli taki, który nie wstydzi się Jezusa, ale szanuje inne wyznania.

Być może wybór na prezydenta rozstrzygnął się nieprzypadkowo w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, a zaprzysiężenie w święto Przemienienia Pańskiego? Być może, jest to znak, że jak mówił Jan Paweł II nowy Duch wstąpi na tę ziemię, a Polska przemieni się w jeszcze piękniejszą i silniejszą, prowadzoną przez mądrych ludzi. Czas pokaże.