***
mroźny
ranek przestraszony zębami lodu,
pyszniącymi
się w odbiciu ledwo żywej z zimna rzeki,
nieśmiało
wychyla
delikatne
obłoki zza horyzontu,
bladym
okiem skostniałego słońca
z
zaciekawieniem spogląda na las
na
odizolowaną od zgiełku i hałasu przestrzeń,
spowitą
nieskazitelną bielą,
przed
którą szarość nocy ucieka w stronę księżyca,
podążającego,
dla ogrzania się, w okolice równika,
dociera
środek dnia
spadający
lekką kaskadą śnieg,
dodaje
niemłodym drzewom powagi,
emerytowane
brzozy tulą się do siebie,
zasłuchane
w magię enigmatycznej muzyki natury,
którą
skrzypiące szkielety buków,
obejmują
polanę
sędziwy
dąb, ubierając śnieżny kożuch,
dziwi
się wiewiórce, wybitej z orzechowego snu,
że
jej rude futro zakłóca biel lasu,
podczas
gdy bezpieczne, ciepłe gniazdo w jego pniu
stoi
otworem
słońce
zmęczone przetykaniem promieni
przez
siatkę konarów,
udaje
się na spoczynek
zbudzony
nagłym poruszeniem księżyc,
zmierza
do conocnej pracy,
lekkim
wietrzykiem, kołysze las do snu
aksamitna
kurtyna nocy opada,
koło
zimowej doby ponownie rusza,
śnieg
sypie nieprzerwanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszelkie komentarze zawierające język wulgarny nie będą publikowane.