Zanim weźmiemy się za temat Święta Nauczyciela muszę się odnieść do wyniku referendum w Warszawie. Zabrakło kilku procent frekwencji by odwołać panią prezydent. Apropos mojej wczorajszej wstawki - wymodliła sobie. Nie zwalałabym jednak całej odpowiedzialności na Pana Boga. Drżący ze strachu dworzanie HGW zrobili co mogli, by taki właśnie wynik uzyskać.
Jak pisałam poprzednio, utrudnili możliwość głosowania, poprzez wymaganie śmiesznych wręcz dokumentów, spóźnione obwieszczanie miejsc lokalów wyborczych i naturalnie niezwykłą machinę propagandy, która zachęcała ludzi do zostania w domu. Ktoś mógłby rzec - do przewidzenia. Nie mam żalu do pani prezydent, nie mam żalu do jej przydupasków, którzy chcieli zachować siedzisko zamiast twarzy. Właściwie mam ogromny żal do mieszkańców Warszawy - choć sama nie wiem czemu, to oni sami siebie ugotowali takim wynikiem. Mieszkając w Warszawie przez rok, na Pradze Południe, w drodze na uczelnię bardzo często zdarzało mi się słyszeć psioczenie na kolejne wymysły HGW, a był to rok 2009. Minęły 4 lata, a mieszkańcy stolicy nadal psioczą, ale udają że jest OK. Czy to tak do końca fala lemingów, fanów Krytyki Politycznej i zatwardziałych komuchów ? Nie sądzę. Warszawa to miasto dużo bardziej zróżnicowane, to miasto ewenement na skalę naszego kraju. To tutaj miesza się Polska to tutaj miesza się z Polską zagranica. Tutaj jest punkt gdzie intelektualiści mijają się na ulicy z bezdomnymi, studentami, gwiazdami filmu i aktorzynami z reklam. Zdaję sobie sprawę, że przysporzę sobie wielu wrogów w momencie w którym to powiem, ale to tutaj większość mieszkańców (z wyjątkami rzędu 10%) to gawiedź, która wyjechała ze swoich miasteczek i wsi, bo tam sobie nie radziła. Warszawa, jako największe miasto w Polsce, działa na zasadzie worka bez dna, nieważne ile osób przyjmuje, zawsze przyjmie więcej, każdy tutaj wtopi się w tłum, każdy zbieg, każde dziecko, każda postać rozpoznawalna.
To tutaj cumują kłębowiska Turków, podejrzanych imigrantów i innych wędrujących elektronów. Wymagam więc zbyt wiele od tej gawiedzi, by ponad 30% tych ludzi, uczestniczyło w demokratycznym referendum. Tzw warszawiacy, są bowiem zawsze zajęci czymś ważniejszym, w ich opinii. Farbowani warszawiacy stanowią tło legend, posiadają stereotyp odpowiedni dla każdej grupy wiekowej. Kiedy zdarza mi się mieć nieszczęście przebywania nad samym morzem latem - jestem w stanie wskazać "warszawiaka" z trafnością 90%.
"Państwo pewnie z Warszawy" - to kultowy już tekst, tak często używany przez pracowników sezonowym nad morzem (w górach i na mazurach pewnie też). Więc cała ta Warszawka, z całą multikulti (wyłączając jakieś 25% ludzi) stwierdziła, że wybrany przez nich prezydent jest godny zaufania.
Sama nie zniosłam długo mieszkania w stolicy. Jest to świetne miasto do spędzenia weekendu, ale na dłuższą metę razi jakąś nadętością, zupełnie nieuzasadnioną. Korki, przestępczość, roboty, budowy, wieżowce, galerie, tłok, ścisk, rachunki, ceny, bilety - to wszystko przyprawia o zawrót głowy, którą trzeba mieć albo mocną albo betonową, albo zakutą, żeby to wszystko wytrzymać. Innymi słowy - jaki elektorat taki prezydent. Jacy mieszkańcy takie referendum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszelkie komentarze zawierające język wulgarny nie będą publikowane.